Monika Błaszczak
Czas Kultury
Teatr Usta Usta Republika w swoim najnowszym spektaklu „Tymczasem pa, Kochany Skarbunieczku” ukazuje historię wojny oczami sześcioletniego chłopca. Tata relacjonuje mu okupacyjną codzienność, fałszując ją w tworzonych specjalnie dla niego rysunkach. To przedstawienie dla dorosłych, choć nie brak w nim ulubionych zabawek dzieci – pluszowego misia, żołnierzyka i kredek.
Poznańscy twórcy opierają swój spektakl – co jest nie tylko inspiracją, ale i motywem przewodnim całego stworzonego przez nich projektu – na historii opowiadanej za pośrednictwem rysunków przez ojca Jurkowi, nazywanym pieszczotliwie przez rodziców Skarbunieczkiem. Po latach rysunki odnalazł Piotr Korduba, profesor historii sztuki, podczas zbierania w jednym z domów przy ulicy Ostroroga materiałów do książki poświęconej architekturze poznańskiej dzielnicy Grunwald. Opublikowane przez niego w formie albumu trzydzieści trzy kolorowe szkice w prosty sposób oddają koloryt poznańskiego krajobrazu, będąc jednocześnie świadectwem miłości i tęsknoty ojca i syna w czasach wojennej zawieruchy.
Widzowie „Skarbunieczka” dowiadują się, że rodzice ukrywają swojego ukochanego synka na wielkopolskiej wsi. Wysyłają chłopca do domu cioci i wujka, wierząc, że w ten sposób uchronią go przed niebezpieczeństwami. Faktycznie, mimo trwającej wokół wojny, nieraz podchodzącej bardzo blisko, tytułowy Skarbunieczek pozostawał poza jej oddziaływaniem. Śmierć mówi do niego w spektaklu: „przeżyłeś wojnę i jej nie przeżyłeś”.
Spektakl zaczyna się po latach od opowiadanych wydarzeń, gdy Jurek – już jako dorosły mężczyzna – przegląda ze Śmiercią (w tej roli świetny Grzegorz Ciemnoczołowski) jedyną pamiątkę z czasów dzieciństwa: teczkę z rysunkami wykonanymi przez jego ojca, Antoniego Kowalskiego, inżyniera pracującego w poznańskich Zakładach Cegielskiego, zamienionych w czasie wojny w fabrykę amunicji. Prace ukazują bliskie mu miejsca Poznania: tramwaje, zakład pracy, ZOO, dworzec kolejowy, ruchliwe ulice. Za ich sprawą bohater powraca do własnych wspomnień, przeistaczając się w sześcioletniego chłopca wysłanego w 1941 roku do rodziny – byle dalej od miasta. Jego mama, Sabina, nie pojawia się w tej opowieści często – pracuje jako dentystka i tylko raz dostaje przepustkę, by odwiedzić synka. Widzimy ją jedynie w początkowych scenach, gdy rodzice poganiają chłopca, któremu przed podróżą pozwalają spakować tylko jedną zabawkę. Z piętra rzucają mu ubrania. Za sprawą prostego teatralnego gestu zmiany kostiumu – założenia na garnitur i koszulę z krawatem błękitnego sweterka z wiewiórką, krótkich spodenek na szelkach i żółtej czapki z daszkiem – dorosły Jurek zamienia się w sześcioletniego Skarbunieczka.
Historia opowiedziana przez Teatr Usta Usta jest poruszająca i tragikomiczna.
Bawi, kiedy spersonifikowane, ulubione zabawki chłopca – miś, żołnierzyk i kredka – prześcigają się w argumentach, która z nich powinna towarzyszyć mu w podróży na wieś. A także wtedy, gdy tata przywozi kolejne rysunki pociągu, tramwaju czy zwierząt z poznańskiego ZOO lub kiedy chłopiec, używając obcęgów i młotka, odgrywa niczym w kukiełkowym teatrzyku mamę i tatę. Tragizm pojawia się razem ze słowem „wojna” powracającym w rozmowach rodziców oraz podczas sceny żegnania ukochanego synka przez mamę, która nie wie, kiedy – i czy w ogóle – jeszcze go ujrzy. Groza intensyfikuje się, gdy dwaj naziści w brutalny i przerażający sposób przesłuchują sześciolatka i jego kredkę, a kumuluje i ulega przesileniu – kiedy Żydzi z Kazimierza Biskupiego (nieopodal Poznania) zostają pogrzebani żywcem w dole z wapnem. Każda zabawna scena podszyta jest grozą, skojarzeniami z wojną; każda tragiczna łączy się z pewną naiwnością dziecięcego spojrzenia wynikającą z niewiedzy i niezrozumienia wielu spraw ze świata dorosłych.
Znalezione przez Kordubę rysunki zostały sprawnie przeniesione przez Teatr Usta Usta Republika z papierowych kart albumu w świat żywego słowa i gestu. Przez pryzmat dziecięcej percepcji świata, warunkowanej przez szkice ojca, pokazane zostały rzeczy fundamentalne: bezwarunkowa miłość rodziców do dziecka, potrzeba ochrony najbliższych za wszelką cenę, a zarazem przerażające okrucieństwo ludzi względem siebie nawzajem i niepojmowalne ludobójstwo (scena z zagładą Żydów). Artyści świetnie wykorzystują możliwości niewielkiej, nowej sceny na czwartym piętrze budynku Arkadii, znajdującej się dwa piętra wyżej od Teatru Ósmego Dnia (tzw. Scena Mała Republiki Sztuki Tłusta Langusta) – zwłaszcza troje drzwi i antresolę, na którą prowadzą drewniane schody. Znajdujące się w tym wnętrzu szafa, kanapa, krzesła i obracany fotel to jedyne, świetnie wykorzystywane, elementy scenografii.
Gra aktorów oscyluje pomiędzy iluzją i realnością. W pierwszej scenie, mającej charakter prologu, wykonawcy mówią we własnym imieniu – opowiadają o obrazkach, które właśnie skończyli rysować, nawiązują do swojej prywatności i opisują postaci, w które za chwilę się wcielą. Patrzą z dystansu na role, które zaraz będą odgrywać. Śmierć nie rysuje obrazka, tylko trzyma w dłoniach czarną kartkę – bo któż z nas wie, co go czeka po zgonie? Grana przez Grzegorza Ciemnoczołowskiego postać znajduje się na scenie nieustannie, niczym milczący cień zwiastując kolejne śmierci. Na koniec z ukrycia za szafą, w którą pukał przez całe przedstawienie, wychodzi Hitler (nie do końca przekonujący w tej roli Roman Andrzejewski). Pojawienie się tej postaci i nazwanie jej odsłania całą grozę wojny. Scena z udziałem Führera poprzedza niezwykle sugestywne ukazanie zagłady Żydów w lesie nieopodal wsi, w której mieszkał u wujostwa Skarbunieczek. Towarzysząca jej muzyka Adama Brzozowskiego momentami jest wręcz psychodeliczna – co świetnie oddaje klimat pozornej idylli dzieciństwa, toczącej się o krok od okropieństw wojny. Tym, co najbardziej uderza w spektaklu wyreżyserowanym przez Wojciecha Wińskiego, jest zafałszowanie rzeczywistości – decyzja rodziców o zamknięciu syna w bańce pozornego bezpieczeństwa. Z mistyfikacji zdają sobie sprawę bohaterowie przedstawienia – kłamstwo oburza Kredkę (Artur Śledzianowski), która nie godzi się na nie i podejmuje próbę ukazania Jurkowi kawałka prawdziwej, wojennej rzeczywistości.
Narracja intymna miesza się w spektaklu z perspektywą historyczną, a osobiste refleksje aktorów i odgrywanych przez nich postaci splatają się z wypadkami dziejowymi.
Całość osadzona jest w lokalnym, poznańskim kontekście. Teatr Usta Usta już nieraz w swoich spektaklach odwoływał się do historii miasta, w którym od lat funkcjonuje – w „Szeptach-szmerach-krzykach, czyli glosolalii” tworzył fantastyczną narrację odnoszącą się do Zamku Cesarskiego, a w zeszłorocznym „Zrywie” opowiadał alternatywną historię powstania wielkopolskiego. Artyści coraz częściej sięgają po narzędzia teatru dokumentalnego, nie rezygnując przy tym z typowej dla siebie teatralnej poetyki – operującej plastycznymi obrazami i wykorzystującej wyraziste, emocjonalne aktorstwo. To spektakl dobry, choć momentami trochę nierówny; będący głosem w ważnej sprawie, ale nie opowiadający się jednoznacznie za żadną strategią relacjonowania dziecku wydarzeń czasu wojny i okupacji – ani fałszywą idyllą, ani okrutną prawdą.
Co to znaczy przeżyć wojnę?
Skarbunieczka można poznać na dwa sposoby. Pierwszym jest poszerzenie domowego księgozbioru o album opracowany przez historyka sztuki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Piotra Kordubę. Drugim jest znalezienie się na widowni spektaklu przygotowanego przez poznański teatr Republika Usta Usta. Polecam oba sposoby.
Jak nie przeżyć wojny
Stworzyć iluzję, kolorową bańkę, do której nie docierają odgłosy spadających bomb i widmo śmierci czy lepiej opowiedzieć dziecku prawdę o okrucieństwie wojny? Jeśli kłamać, to jak? Jeśli mówić prawdę, to od czego zacząć? A może w obliczu niewypowiedzianego lepiej milczeć? Twórcy spektaklu „Tymczasem pa, Kochany Skarbunieczku” nie wybiorą za nas właściwej odpowiedzi.
Od wojny nie ma ucieczki
Sabina i Antoni Kowalscy to inteligenckie małżeństwo z przedwojennego Poznania. Wojna szybko zabrała im jedno z dwojga dzieci – półroczny Wituś zmarł z odwodnienia w czasie wrześniowej, bezskutecznej ucieczki przed frontem i wrogiem. Ich drugi syn – trzyletni Jurek, zwany przez rodziców czule Skarbunieczkiem, przeżył wrzesień, lecz Sabina i Antoni, objęci przymusem pracy, nie byli w stanie się nim opiekować.