Jak znoszę swoje własne towarzystwo

Sylwia Klimek
kultura.poznan.pl

Lądujemy w samym środku teatralnego eksperymentu – w spektaklu, który dzieje się w sieci, ale nie jest streamingiem, nie został też wcześniej nagrany (do których to form zdążyliśmy się przyzwyczaić w czasie przedłużającego się lockdownu). Ambasada 2.0 jest całkiem nowym zjawiskiem w teatrze – oryginalnym, nowatorskim, ale i ryzykownym – zarówno dla jej twórców, jak i widzów.

Teatr Usta Usta od początku swego istnienia anektował nieoczywiste przestrzenie i sytuacje, odnajdując teatr tam, gdzie inni nawet nie próbowali go szukać.

To Wojciech Wiński z zespołem wymyślił Drivera, pierwsze polskie car-play –inscenizowaną nocną podróż przez miasto amerykańskim krążownikiem szos dla czwórki widzów. To Teatr Usta Usta zaprosił do teatru Alicję 0-700 – pierwszy spektakl grany na telefonicznych łączach (podczas premiery w 2005 roku na festiwalu Malta widzowie ustawiali się w kolejkach do budek telefonicznych). To oni wreszcie wymyślili Ambasadę, której premiera odbyła się w 2006 r. w poznańskim zamku. „Wniosek o azyl”, który należało wypełnić w internecie, by zobaczyć, a raczej uczestniczyć w spektaklu, stanowił zaskakującą innowację w nie do końca jeszcze na taką skalę zinformatyzowanym świecie.

Ambasada 2.0 to nowa odsłona spektaklu sprzed czternastu lat. Przeniesiona do rzeczywistości 2020 roku – czasu nie odpuszczającej od tygodni pandemii, przedłużającego się zamknięcia, społecznej izolacji, ograniczeń, dystansu i ostrożności w międzyludzkich kontaktach, które niemal w całości przeniosły się do sieci. Nowe w Ambasadzie 2.0 są zatem nie tylko narzędzia, ale i kontekst, w jakim powstawała.

Spektakl rozpoczyna się na długo zanim o godzinie 23.15 w weekend premiery zaloguję się do aplikacji Zoom na swoim laptopie. Na długo zanim ustawię mikrofon, kamerę i zadbam o niekompromitujące mnie w oczach współuczestników tło w moim własnym, domowym odosobnieniu. Teatralną machinę ponownie uruchamia „wniosek o azyl”, który kilka tygodni przed oficjalną datą premiery muszę wypełnić na stronie Teatru Usta Usta. W tym momencie przekraczam wyimaginowany próg teatru.

Kolejne „akty sztuki” to seria e-maili od Sekretarzy Ambasady, w których informują mnie o moim statusie, instruują szczegółowo w kwestii przebiegu nocnego spotkania na internetowych łączach. Ta konspiracja wzmaga poczucie uczestniczenia w czymś jednocześnie dziwnym i wyjątkowym. Czekam zatem z ciekawością, ale i rosnącym przerażeniem. Nie wiem czy wszystkie polecenia z e-maili mam traktować poważnie: słuchawki z mikrofonem i „słodka przekąska” naprawdę są konieczne? Czwarty Sekretarz jest życzliwym, czy raczej fałszywym doradcą? A co jeśli Zoom nie zadziała? Nie korzystałam dotąd z tego narzędzia (mimo że jest najpopularniejszym komunikatorem czasów pandemii), w lekkim popłochu kwadrans przed godziną zero szukam w sieci polskiej instrukcji obsługi. Czy te wszystko to już Ambasada 2.0?

Niedziela, 24 maja, godzina 23.15. Administrator wpuszcza mnie na Zooma. Dołączam do wideokonferencji. Razem z czwórką pozostałych „wnioskujących o azyl”: Agnieszką, Dagmarą, dwoma Piotrami. Każdy walczy o azyl w Ambasadzie, otrzyma go tylko jeden/jedna z nas. Poznajemy swoje imiona, widzimy twarze, słyszymy głosy. Przemawia do nas Pierwszy Sekretarz, przekazuje kilka technicznych uwag: „nie dotykać mikrofonów”, „włączcie Full Screen”… Karnie wykonujemy wszystkie polecenia. I tak już pozostanie do końca.

Przez wielkie drzwi kolejny urzędnik Ambasady wprowadza nas do zamku. Rozpoznajemy znajome przestrzenie, które Teatr Usta Usta ponownie zamienił w mroczną placówkę dyplomatyczną – „obszar wolny, schronienie przed wszystkim, przed czym chcesz uciec” – jak głosi hasło, które ma przekonać i uwieść azylantów.

Przemierzamy za prowadzącą nas kamerą ogromne, zimne, bezludne przestrzenie, kręte klatki schodowe, otwierają się przed nami kolejne drzwi. Za jednymi z nich czeka Sekretarz z ankietą, dwa pytania dla każdego: „Jak znosi pani swoje własne towarzystwo?”, „Czy lubi pani kontakt fizyczny?”, „Czy często udostępnia pan swoje dane w internecie?”, „Czy są rzeczy, które chciałby pan wymazać z życia?”, „Kawa, herbata, czy jeszcze nie wiem?”. Wywołuje nas kolejno po imieniu. Lekko zaskoczeni odpowiadamy niewyraźnym skinieniem głowy, głosem raczej ściszonym…

Nasza podróż przez Ambasadę trwa, w kolejnych otwieranych salach spotykamy wybranych „szczęśliwców”, którzy wygrali azyl: mierzących się z samotnością i odmiennością szaleńców, zamkniętych w ciasnych przestrzeniach i swoich dziwnych światach. Czy rzeczywiście chcę do nich dołączyć? Czy obietnica wolności, ucieczki od wszystkiego jest prawdziwa? I czym tak naprawdę jest wolność od wszystkiego? Przed czym chcę uciec? Kim są ci, którzy proponują ocalenie?

Do ostatniej sceny – spotkania z Ambasadorem – docieram sama. „Game over”, dostaję azyl! Na pustej kartce papieru, którą podsuwa mi mocodawca mam napisać krótki list do kogoś bliskiego, kto zostanie na zewnątrz, nie wejdzie ze mną do Ambasady. Nie mam jednak żadnej gwarancji, że mój list dotrze do adresata. Nie po tym, co zobaczyłam podczas nocnej podróży po historiach ukrywanych w Ambasadzie. Oddaję więc pustą kartkę.


Wszyscy jesteśmy azylantami

Rozmowa Sylwi Klimek
kultura.poznan.pl

Wizja świata-pułapki, naznaczonego samotnością, zagubieniem, niespełnieniem i doświadczeniem straty to tematy pojawiające się w wielu spektaklach Teatru Usta Usta” – pisał o Was już wiele lat temu jeden z krytyków. Brzmi jak opis rzeczywistości, w której żyjemy od kilku tygodni